Witamy Na Forum My Fantasy Online
Historia Pewnego mlodego Wojownika
Prolog: „Geneza - Hart i zapalenie pewnego mê¿czyzny”.
Rok 1356, piekielna wojna ogarnê³a wszystkie kontynenty. Si³y dobra i z³a ¶cieraj± siê by
wy³oniæ los ca³ego ¶wiata. Niesamowita ciemno¶æ roz¶wietlona ¿arz±cym siê ogniem i spowitym gêstymi chmurami s³oñcem. Wydawa³o siê, ze piek³o dotar³o na ziemiê i odciska na niej swoje znamiê. Rysowa³ siê koniec ery ludzkiej, poniek±d licz±cej na cud. Taki w³a¶nie siê wydarzy³. Do¶æ nieoczekiwanie, szczê¶liwie, po¶wiêcaj±cy wiele istnieñ.
W jedynym mie¶cie, w którym ukrywali siê zwykli ludzie mieszka³ pewien mê¿czyzna. Nie znano jego imienia, ani pochodzenia. By³ zwyk³ym wojownikiem, prawym, walecznym i dzielnym. Miasto zostaje zaatakowane, znaleziono kryjówkê ludzi. Masowe ucieczki ci±gnê³y siê bez koñca tworz±c warkocze ciemnych postaci biegn±cych jedna za drug±, gdzieniegdzie obsadzanych krwistymi plamami zabitych cia³ i pal±cego siê ognia. Mê¿czyzna biegn±c w t³umie zostaje z³apany przez starca za jednym z budynków. Wci±gn±³ go do w±skiej alejki i da³ mu jaki¶ srebrzysty przedmiot w kszta³cie krzy¿a. Gdy wojownik chcia³ wykrztusiæ z siebie jakie¶ s³owo starzec znikn±³ pozostawiaj±c za sob± deszcz iskier. Wyst±pi³ do t³umu i sta³ dok³adnie w ¶rodku warkocza. Ludzie omijaj±c go co chwilê uderzali go w bark i ci±gnêli w swoj± stronê nalegaj±c ucieczkê. Ten jednak sta³ wpatrzony w to co siê dzieje. Spogl±da³ co chwilê na krzy¿ i odruchowo wyrzuci³ go w powietrze. Przedmiot pocz±³ unosiæ siê coraz wy¿ej a¿ znikn±³ z pola widzenia mê¿czyzny w ¶rodku t³umu biegn±cych ludzi. Wtedy rozb³ys³o siê jaskrawe bia³e ¶wiat³o, które zatopi³o wszystko. W ten ukaza³ mu siê ten starzec, który da³ mu krzy¿. Poklepa³ go po ramieniu i ponownie znikn±³. Wtedy znik³o ¶wiat³o. ¦wiat wygl±da³ przepiêknie. Pe³no zielonych wysokich traw, w oddali rozci±gaj±cy siê krajobraz gór, kilka piêknych, zielonych od li¶ci drzew i ma³y potok p³yn±cy wzd³u¿ miasta. Wszystko wróci³o do normy. Ludzie patrzali zdumieni na t± sytuacjê, przecie¿ widzieli niemal przed chwil± zupe³nie inny obraz. Pewien ch³opak widzia³ co zrobi³ ten wojownik. Pó¼niej przekazywa³ dalej t± historiê nastêpnym pokoleniom by wiedzia³y jak ¦wiat zosta³ cudem ocalony od zag³ady.
- Dobrej nocy synku. Powiedzia³ cicho Tersung do swego ¶pi±cego ju¿ syna. Delikatnie pog³aska³ go po czole. Na jego twarzy zago¶ci³ troskliwy u¶miech. Chwile wpatruj±c siê w ma³± twarzyczkê kilkuletniego synka zda³ sobie sprawê w jakim to jest szczê¶ciu, ze ma tak piêkn± i kochaj±c± siê rodzinê. Powoli podniós³ siê z ³ó¿ka Areen’a i wyszed³ z jego ma³ej izdebki.
Czê¶æ pierwsza: „Dzieciñstwo”.
(...) Nadszed³ wczesny ranek, piêkniejszy ni¿ zwykle. M³ody ch³opak budzi siê w swoim ³ó¿ku pokryty ca³kiem pierzyn±. Ogarnia z siebie niepotrzebny ciê¿ar i wstaje na nogi z ³ó¿ka. Delikatnie przecieraj±c oczy przechodzi do wiêkszej izby gdzie mama zwyk³a gotowaæ, a ojciec przetrzymywa³ w jednej z szaf swoj± zbrojê. Areen zawsze by³ ciekawy jak ona wygl±da lecz nigdy nie uda³o mu siê po kryjomu zajrzeæ. Szafa bowiem by³a zamkniêta na k³ódkê. Kilka razy widzia³ jak ojciec j± zamyka³ jednak nie zobaczy³ tej¿e zbroi. Spocz±³ na jednym z krzese³, tu¿ obok stolika. Mia³ ju¿ przygotowan± ma³± ³y¿kê oraz glinian± miseczkê. – Proszê. Rzuci³a Amorja gdy nalewa³a mu zupy to miski. Wtedy przyszed³ ojciec, tak¿e najwyra¼niej g³odny. Matka i jemu nala³a zupy i wszyscy razem zasiedli do sto³u. Areen jednak nie tkn±³ nawet ³y¿ki choæ by³ bardzo g³odny. Wci±¿ go drêczy³a ciekawo¶æ na temat zbroi.
- Tato... Rzuci³ niespodziewanie, ze strachem w g³osie. – Mam do ciebie pytanie... – Tersung od³o¿y³ ³y¿kê i spojrza³ stanowczo na syna. – Tak? S³ucham ciebie mój synu. Ch³opak siê zl±k³. Ba³ siê zapytaæ, w koñcu mia³ tylko sze¶æ lat.
- Cz - czy... mó - móg³bym chocia¿ spojrzeæ... Zaci±³ siê, nie móg³ wydusiæ z siebie wiêcej s³ów.
- Spojrzeæ? Ale na co mój synu? Spojrza³ troskliwie na Areen’a. Ch³opak jeszcze bardziej siê wystraszy³ jednak zdoby³ siê na odwagê i wydusi³ z siebie te ostatnie s³owa.
- Na... na twoj± zbrojê. Tato... Matka spojrza³a na syna ze zdziwieniem ale i zdumieniem. Nie spodziewa³a siê takiego pytania od tak m³odego przecie¿ dziecka. Tersung u¶miechn±³ siê, podniós³ siê z krzes³a i podszed³ do Areen’a. Delikatnie pog³aska³ go po g³owie i cicho doda³. – Oczywi¶cie, widzia³em, ¿e ciê to fascynuje... ale... nie wiedzia³em kiedy zapytasz. Ch³opak wyzby³ siê strachu. Opromieni³ siê i u¶ciska³ tatê nic nie mówi±c. Ojciec ponownie wróci³ na swoje miejsce i skoñczyli je¶æ ¶niadanie. Po posi³ku Amorja wysz³a do pobliskiego sklepu. W ten Tersung zaprowadzi³ swojego syna wprost przed szafê gdzie dla niego zdawa³y by siê znajdywaæ wszystkie tajemnice jego ojca oraz ta zbroja, ta, któr± tak z zawsze chcia³ ujrzeæ. Ojciec wyci±gn±³ z kieszeni ma³y kluczyk, zdaj±cy siê otwieraæ t± skarbnicê. Powoli przekrêci³ k³ódkê. Otworzy³ drzwi szafy i ku zdumieniu Areen’a ujrza³ to czego siê spodziewa³ – mnóstwo map, notatek, kilka par butów, i jego wymarzona zbroja oraz miecz przy pasie. Zdumiony sta³ w bezruchu, bowiem nigdy czego¶ takiego nie widzia³.
- Gdy doro¶niesz zapiszê ciê do Soldius’a. Ch³opak spojrza³ na ojca. – Tam nauczysz siê walczyæ i kiedy¶ te¿ za³o¿ysz tak± zbrojê jak ja. Pog³aska³ syna po g³owie.
- Naprawdê? Ch³opak popad³ w ca³kowitej rado¶ci. Nie móg³ jej inaczej okazaæ jak tylko u¶ciskaæ tatê. Pó¼niej Areen wyszed³ na podwórze gdzie zwyk³ bawiæ siê ze swoimi trzema kolegami. Jak to zwykle ganiali za sob±, hu¶tali siê na linie, biegali nad jezioro i obrzucali kota mistrza Soldius’a. Jego dzieciñstwo by³o wype³nione po brzegi zajêtym czasem, ale po wydarzeniu po ¶niadaniu Areen pocz±³ martwiæ siê o swoj± przysz³o¶æ. W koñcu nied³ugo przyjdzie mu siê szkoliæ na przysz³ego wojownika i w koñcu bêdzie musia³ dorównaæ w umiejêtno¶ciach swojemu ojcu.
Czê¶æ druga: „Narodziny. Pierwsza prawdziwa walka. Porwanie”.
Noc by³a burzliwa, pe³no chmur ciemne niebo roz¶wietla³y pioruny, które bardzo czêsto dawa³y ogromny ha³as nie daj±cy spaæ. Mimo tej atmosfery przysz³o na ¶wiat dwoje dzieci – ch³opiec i dziewczynka.
- Jak damy im na imiê, kochanie? Ojciec poca³owa³ po czole swoj± ¿onê.
- Dla ch³opczyka jestem pewna, to bêdzie Natius... Poda³a ch³opca Tersung’owi by ten owin±³ je w ciep³± pierzynê.
- A dziewczynka? Powiedzia³ gdy troskliwie okrywa³ m³odszego braciszka Areen’a.
- Moja matka kiedy¶ sugerowa³a mi jej imiê, by przynios³o jej szczê¶cie... wiêc j± nazwiemy Domenikha. Spojrza³a troskliwie na swe drugie dzieciê.
- £adne imiê... Poda³ jej ma³ego Natius’a i zabra³ Domenikhê by te¿ j± owin±æ w ciep³± pierzynê. Gdy to zrobi³ po³o¿y³ j± wraz z synkiem ko³o matki i poca³owa³ j± w czo³o.
- Kiedy¶ bêd± naprawdê kim¶. My¶lê, ¿e uda im siê co¶ osi±gn±æ... Spojrzeli razem troskliwie na dzieci. Ojciec razem u³o¿y³ je do swego s³ania. Pó¼niej razem po³o¿yli siê spaæ. Ranek by³ spokojny. Areen wyszed³ ze swojego pokoju. Przy ¶niadaniu rodzice opowiedzieli mu o narodzinach. Ucieszy³ siê z rodzeñstwa, szczególnie z braciszka. Nie przywi±zywa³ wiêkszej wagi do wiêzi z siostr±. Dok³adnie dziesiêæ lat pó¼niej Areen skoñczy³ siedemna¶cie lat. Wyprawi³ siê na kolejn± naukê u Mistrza Soldiusa, jednak by³ bardzo znu¿ony ca³± jego teori±.
- Witam, witam pana spó¼nialskiego... Od razu rzuci³ gdy tylko Areen pojawi³ siê w drzwiach.
- Od razu? Ehhh... znowu ta nudna teoria? Spojrza³ b³agalnym wzrokiem na mistrza.
- Dzi¶ nie. W tym momencie zajmiemy siê walk±. Ch³opak opromienia³.
- Walk±? U¶miechn±³ siê.
- Tak, chyba dobrze us³ysza³e¶?! Powiedzia³ ironicznie.
- ¦wietnie! Podskoczy³ a¿ z rado¶ci. – To nie bêdzie w cale takie trudne. U¶miechn±³ siê chytro.
- Wiêc jeste¶ gotowy? Spyta³ mistrz rzucaj±c mu drewnian± pa³kê.
- Oczywi¶cie. Siêgn±³ za rêkoje¶æ i przybra³ pozycjê do ataku.
- Wiêc naprzód... Walka nie trwa³a d³ugo, ku wielkiemu zdziwieniu Areen’a. Pad³ na ziemiê i ju¿ z niej nie wsta³. - Rany... jak na staruszka dobrze siê bijesz... Staruszek lekko zdenerwowany jego opini± podszed³ do niego i przybi³ pa³kê do jego brzucha.
- Jeszcze chyba nie jest ze mn± a¿ tak ¼le... Staruszek u¶miechn±³ siê i poda³ rêkê zmêczonemu m³odzieñcowi. – Jutro omówimy sprawy zwi±zane z technik± walki, wiêc siê przygotuj.
- Dobrze! Powiedzia³ wyra¼nie zdeterminowany. Wiedzia³, ze musi siê staæ silniejszy. – Do zobaczenia!
- Tak, do zobaczenia... Staruszek wróci³ do warzenia mikstur. Gdy m³odzieniec wychodzi³ z domu Mistrza rozleg³ siê krzyk. Amorja wybieg³a z domu, mistrz te¿ us³ysza³ ten krzyk i wybieg³ ze swej chatki.
- Areen, synku! Matka chwyci³a go za ramiona, by³a zdyszana i przera¿ona.
- Co siê sta³o? Mamo... Sta³ oniemia³y.
- Natius... porwali go! Matka zemdla³a...
- Co? Pobieg³ szybko do domu, zasta³ tam straszny widok. Jego m³odsza siostra schowa³a siê w k±cie i gdy on wszed³ ona od razu do niego przybieg³a i wtuli³a siê w niego. Bardzo siê ba³a. Gdy rozejrza³ siê po izbie zauwa¿y³ ca³e zalane w krwi cia³o swego ojca. Areen dozna³ w tedy szoku. Powoli podszed³ do niego, dotkn±³ jego twarzy, ¶cisn±³ piê¶æ i uderzy³ ni± w pod³ogê. – Nie... Zala³ siê ³zami, lecz szybko je przetar³. Wzi±³ z jego spodni klucz do szafki, w której trzyma³ swoja zbrojê. Ubra³ na siebie jego buty, rêkawice, na³o¿y³ na siebie skórzniê, zabra³ miecz i wybieg³ szybko wraz z siostr± do Mistrza.
- Mistrzu, nic nie jest z moj± matk±? Spojrza³ zatroskany.
- Nie nic, ale musi odpocz±æ, widzê, ¿e zabra³e¶ uzbrojenie od swojego ojca, to dobrze, choæ, muszê ciê przygotowaæ, i twoj± siostrê te¿...
- Dobrze. Razem weszli do jego chatki. Soldius wyja¶ni³ mu wszystko na temat walki wrêcz. Areen postanowi³ zostaæ wojownikiem. Otrzyma³ od niego kilka mikstur ¿ycia by móc siê uleczaæ gdy nie jest w mie¶cie. Tak¿e postanowi³, ze jego siostra tu zostanie by trenowaæ i kiedy¶ wyruszyæ pomóc Areen’owi odnale¼æ brata i znale¼æ tych, którzy zabili ich ojca. Gdy jego matka siê ocknê³a da³a mu na drogê pier¶cionek, który nosi³ jego ojciec. Podobno przypomina³ on mu o rodzinie i dodawa³ szczê¶cia w walce. Areen opu¶ci³ wioskê, i po godzinie drogi dotar³ do miasta zwanego Eternia.
Czê¶æ trzecia: „¦mierciono¶ne spotkanie. Skacze, biega, atakuje – pierwszy powa¿ny przeciwnik”.
Spokojne miasteczko, otoczone górami i lasami od pó³nocy a od po³udnia wszech wielkim oceanem. Za wschodzie znajduje siê most, który jest jedynym dostêpnym, l±dowym ¶rodkiem transportu na inne czê¶ci ca³ego kontynentu. Areen powoli wchodzi na rynek i rozgl±daj±c siê zauwa¿a ma³± karczemkê na obrze¿ach miasta. Wchodz±c do niej od razu czuæ woñ piwa, pieczonych ryb oraz zapach mê¿czyzn wiêkszej postury siedz±cych przy ladzie. W drodze do lady zaczepia go jaki¶ nieznajomy.
- Witaj m³odzieñcze. Jeste¶ zainteresowany zarobieniem pieniêdzy? Areen ochoczo spojrza³ na mê¿czyznê.
- Tak, jestem. Co bêdê musia³ zrobiæ? Spojrza³ mê¿czy¼nie prosto w oczy.
- Nic wielkiego. Prosi³bym ciê o zabicie 5 dzików i zebranie z nich skór. Sowicie ciê za to wynagrodzê. Doda³ mê¿czyzna w pop³ochu.
- Dobrze. Areen zgodzi³ siê i zanim wyruszy³ w pobliskim sklepie kupi³ ma³± tarczê, by móc siê broniæ przed atakami innych stworów po czym wyruszy³ na pola trawiaste nie daleko rzeki. Tam napotka³ kilka wê¿y i paj±ków, które wcze¶niej zabi³ zanim spotka³ pierwszego dzika. Gdy go spostrzeg³ od razu rzuci³ siê do ataku. Przypominaj±c sobie w biegu nauki Mistrza Soldiusa rzuci³ mu siê na cia³o i odci±³ mu ³eb mieczem swojego ojca. £atwe zwyciêstwo doda³o mu animuszu i szybko zdoby³ piêæ skór dla mê¿czyzny z karczmy. Wróciwszy do karczmy pokaza³ je mu.
- Bardzo dobrze siê spisa³e¶. Mê¿czyzna odpowiedzia³ ochoczo zabieraj±c skóry. – Proszê, oto twoja zap³ata. Areen wzi±³ do rêki sakwê, w której by³o piêæ tysiêcy sztuk z³ota. Ucieszy³ siê z tak du¿ej nagrody i z wyrazami podziêkowania uda³ siê do karczmarza i zamówi³ nocleg. Pe³en wra¿eñ dzieñ zakoñczy³ siê piêknym zachodem s³oñca. Z samego rana ¶wie¿y i pe³en energii wyruszy³ ponownie do sklepu. Za wiêksz± ilo¶æ pieniêdzy kupi³ lepsze uzbrojenie. Zdziwi³o go to, ze jego ojciec nosi³ tak przestarza³e rzeczy. Gdy to zrobi³ postanowi³ wybraæ siê na most. W drodze dosta³ informacjê od stra¿nika, ¿e most zosta³ nie dawno naprawiony. Gdy dotar³ na most po drugiej stronie zauwa¿y³ jakie¶ postacie a w¶ród nich swojego braciszka Natiusa.
- Hej! Krzykn±³ z niedowierzania. Stójcie! Porywacz odwróci³ siê.
- S³ucham? Nie mam na ciebie teraz czasu szkrabie, wiêc zmykaj... Mê¿czyzna do¶æ du¿ej postury odwróci³ siê i nadal szed³ w swoim kierunku.
- Powiedzia³em stój! Oddaj mi mojego brata! Porywacza zainteresowa³y te cztery ostatnie s³owa.
- Twojego brata? Odwróci³ siê z chytrym u¶mieszkiem na twarzy. – Chyba kpisz, Raps! Zajmij siê tym bachorem...
- Tak jest! Z wody wy³oni³ siê ogromny stwór, jeden ze s³ugusów porywacza. Areen sta³ oniemia³y rozmiarem stworzenia. Wszyscy zwykli ludzie uciekli i zostali tylko oni. Porywacz i brat Areen’a szybko siê oddalali. Potwór swoj± wielk± ³ap± odtr±ci³ m³odzieñca i ten upad³ na ziemiê.
- Ahhh ty... ! Nie zatrzymasz mnie! Wybieg³ na niego z wielk± furi±, wyskoczy³ w powietrze i zatopi³ swój miecz w jego tylniej ³apie uniemo¿liwiaj±c mu poruszanie siê. Tak na pocz±tku by³o gdy serie uderzeñ dociera³y do potwora i oszo³amia³y go. Jednak w nied³ugim czasie potwór zacz±³ siê poruszaæ z niesamowit± szybko¶ci± atakuj±c Areen’a niemal ze wszystkich stron. Nie maj±cy siê czym broniæ, gdy¿ potwór zniszczy³ mu tarczê Areen pocz±³ udawaæ, ze zosta³ zabity przez potwora. Ten zmylony sytuacj± przesta³ atakowaæ i odwróciwszy siê zacz±³ siê powoli oddalaæ z miejsca walki. Areen spojrza³ k±tem oka i wyci±gn±³ swój miecz z ziemi. W biegu zaatakowa³ w plecy potwora i wykona³ dwa ruchy mieczem co spowodowa³o nag³e krwawienie i s³abniecie potwora. Niestety ostatkiem si³ potwór wyskakuj±c zada³ bardzo mocny cios, po którym Areen straci³ przytomno¶æ. Potwór oddali³ siê i wróci³ do porywacza by uleczyæ rany, a Areen’a ¶wiadkowie wydarzeñ zanie¶li z powrotem do miasta, gdzie opatrzyli mu rany i u³o¿yli do swojego pokoju. Mimo piêknego zachodu s³oñca, ten dzieñ nie wypad³ tak dobrze, jak tego oczekiwa³.
Czê¶æ czwarta: „Nowe miejsce pobytu. Zadanie staruszki i Gigantyczne Sowy”.
Rano Areen obudzi³ siê z bólem w karku. Ogarn±³ z siebie pierzynê i gdy przechodzi³ ko³o drzwi zauwa¿y³ swoje dziwne odbicie w lustrze. By³ ca³y w banda¿ach, z siniakami i zadrapaniami na ca³ym ciele. Wtedy do pokoju przyszed³ medyk.
- Witam, ty jeste¶ tym m³odzieñcem, który walczy³ z potworem? Powiedzia³ od razu stary medyk gdy tylko wszed³ przez próg drzwi.
- Tak... yyy... to ja... Odpar³ do¶æ niefrasobliwie.
- Wiêc po³ó¿ siê, trzeba ciê uleczyæ bowiem si³y s± ci potrzebne, nieprawda¿?
- Tak, racja. Odrzek³ ju¿ z wiêksz± pewno¶ci± w g³osie. Medyk u¿y³ do¶æ dziwnych metod w leczeniu. Pokusi³ siê tak¿e nawet o u¿ycie magii. Skutki jednak by³y imponuj±ce: rany zagojone, siniaków nie by³o widaæ a wszystkie bóle minê³y.
- Bardzo dziêkujê, nie wiem jak siê panu odwdziêczê. Rzuci³ szczê¶liwi przygl±daj±c siê miejscom gdzie wcze¶niej by³y rany i siniaki. Zacz±³ wtedy zdejmowaæ banda¿.
- Nie musisz... nie musisz. Zas³u¿y³e¶ na to po walce z tym stworem. Powiem Ci, ze wybrali siê na wschód do miasta Langeburg. Tam powiniene¶ siê teraz zatrzymaæ.
- Dobrze. Zrozumia³em. Gdy za³o¿y³ na siebie swoje odzienie i zbrojê od razu wyruszy³ do miasta. By³o ono bardziej okaza³e i du¿o wiêksze od nadmorskiej Eternii. Langeburg to tak¿e miasto po³o¿one blisko morza jednak uwagê zwiedzaj±cych i mieszkañców przykuwa uwagê bardzo wysoka góra a wewn±trz niej jaka¶ dziwna kula energii. Nikt jeszcze bowiem nie odwa¿y³ siê wskoczyæ do niej. Wstêpuj±c przez bramy miasta zauwa¿y³ ma³y sklep. Wszed³ do niego i kupi³ now± tarczê, bo tamt± zniszczy³ podczas trudnej walki z Rapsem oraz dokupi³ lepsze buty i rêkawice. Zwiedzajac miasto natkn±³ siê na karczmê, w której kupi³ kilka mikstur uleczaj±cych oraz zjad³ jakie¶ ¶niadanie. Gdy siedzia³ przy jednym ze stolików zauwa¿y³ katem oka staruszkê, która lamentowa³a. Podszed³ do niej i zapyta³. – Co siê sta³o babuniu? Spojrza³ troskliwie na ni±.
- Oh, przepraszam za moje wywody, to z powodu kradzie¿y... Babcia otar³a ³zy.
- Jakiej kradzie¿y? Chêtnie dorwê tego z³odziejaszka.
- Pomo¿esz mi? Bardzo Ci dziêkujê.
- Zawsze chêtnie pomagam ludziom. Wiêc, kto to by³? I... co ukrad³? Spyta³ gotowy do dzia³añ.
- Pewien Ferdynand, bo wielu go zna i mi o tym opowiedzia³o ukrad³ mi bardzo cenny wisiorek. Bardzo by³a bym wdziêczna, gdyby¶ odnalaz³ go i zwróci³ mi wisiorek.
- Chêtnie to zrobiê. Odpar³ stanowczo. – Zaczekaj babuniu, za chwilê wrócê.
- Bêdê czeka³a... Odrzek³a z nadziej± w g³osie. Od razu wybra³ siê do innych osób siedz±cych w karczmie, pytaj±c ludzi czy widzieli Ferdynanda. Jeden z nich udzieli³ mu wskazówki, ze ów z³odziej znajduje siê w zaro¶lach na po³udniowy-wschód od Langeburga, niedaleko Alei Wielkich Dêbów. Od razu Areen tam zmierzy³. Gdy wszed³ w zaro¶la po pewnym czasie zauwa¿y³ ma³± kryjówkê gdzie siedzia³ jaki¶ z³odziejaszek.
- Hej ty! Oddaj wisiorek. Krzykn±³ do niego.
- Co? Jaki wisiorek? Spyta³ lekko zdezorientowany.
- Zaraz Ci przypomnê! Otrzyma³ od Areen’a mocny cios w twarz.
- Dobra, dobra, masz... Ferdynand rzuci³ mu wisiorek i od razu oddali³ siê ze swojej kryjówki. W k±cie zauwa¿y³ schowany skarb. Otworzy³ go i wyj±³ z niego piêtna¶cie tysiêcy sztuk z³ota. Zabra³ to wszystko do karczmy a u karczmarza pieni±dze wymieni³ na banknoty by nie taszczyæ za sob± ca³ego skarbu. Po tym od razu uda³ siê do staruszki i okaza³ jej wisiorek.
- To on! Wziê³a go do d³oni. – Bardzo Ci dziêkujê.
- To by³a drobnostka. Powiedzia³ dumny z siebie i zrobionego uczynku wzglêdem innej osoby.
- Proszê... Wrêczy³a mu pewien medalion. – Pomo¿e ci w walce, zwiêkszy twoj± wytrzyma³o¶æ oraz ¿ywotno¶æ...
- Bardzo dziêkujê, do widzenia.
- Tak, do widzenia m³ody wojowniku. A! Zaczekaj. Babunia zatrzyma³a m³odzieñca i doda³a. – Id¼ do Alei Wielkich Dêbów. Przechodz±c przez ni± znajdziesz siê w mie¶cie Urkaden.
- Dziêkujê babuniu. Zapamiêtam. Wyszed³ z karczmy i skierowa³ siê w stronê Alei, któr± wcze¶niej zauwa¿y³ w drodze na zaro¶la. Gdy do niej wszed³ us³ysza³ jakie¶ dziwne odg³osy. Zaatakowa³y go wnet dwie sowy. Mimo tego nag³ego ataku z jedn± poradzi³ sobie szybko. Mimo ich zwinno¶ci i dobrych uników traci³ mieczem jedn± z nich i przepo³owi³ j±. Druga by³a do¶æ uparta i czêsto dziobi±c go po g³owie czêsto tak¿e unika³a jego ciosów. Areen mêcz±c siê z ni± przesz³o piêtna¶cie minut w koñcu j± trafi³ i móg³ ruszyæ dalej do miasta Urkaden. Po kilku minutach drogi wiod±cej przez ¶cie¿kê dotar³ tam przed po³udniem. By³o to tak¿e du¿e miasto z dwoma wysokimi wie¿ami. Urkaden jest równie¿ portem co znaczy, ze le¿y nad morzem. Na pó³nocy i pó³nocnym-zachodzie rozci±ga siê potê¿ny kompleks le¶ny. Resztê dnia spêdzi³ na kupowaniu ekwipunku i mikstur w sklepie. Pó¼niej wykupi³ pokój i w piêknym ¶wietle zachodz±cego s³oñca u³o¿y³ siê spaæ.
Czê¶æ pi±ta: „Król liczów, zagubione dziecko i ostro rogi przeciwnik”.
Kilkana¶cie dni spêdzonych w Urkaden pozwoli³o Areen’owi rozwin±æ swoje umiejêtno¶ci i poprawiæ technikê walk. Zwiedziwszy ju¿ ca³e miasto nuda zabija³a jego czas ci±gn±c jego dzieñ w nieskoñczono¶æ. Postanowi³ wiêc wróciæ do Langeburg’a. Skorzysta³ w takim razie z tutejszej karawany. Gdy dojecha³ od razu wszed³ do karczmy. W niej zaczepi³ go jaki¶ facet ubrany ca³y na czarno.
- Witaj m³odzieñcze... Powiedzia³ do¶æ chropowatym g³osem mê¿czyzna. – S³ysza³em, ¿e w jaskini, która mie¶ci siê w tej niezwyk³ej górze jest skarb. Je¶li mo¿esz zdob±d¼ go. Nikt go jeszcze nie zdoby³ wiec bêdziesz podziwiany... Rozejrza³ siê po karczmie. – Wiêc jak bêdzie, zgodzisz siê? Ch³opak zak³opota³ siê bo dosta³ nagle tak± propozycjê.
- Zgoda. Dobrze, ¿e mnie o tym poinformowa³e¶. U¶miechn±³ siê przytakuj±c mê¿czy¼nie.
- A wiêc bêdê czeka³. Ukry³ siê w cieniu k±ta karczmy i przysiad³ do stolika. Tymczasem Areen wyruszy³ do jaskini. By³o tam pe³no liczów i ¿ywio³aków ognia. W drodze natrafi³ na pierwsz± przeszkodê – urwany most. Jednak zauwa¿y³, ¿e obok stoi jaki¶ pos±g a na nim jaki¶ kamienny przycisk. Gdy go wcisn±³ pojawi³y siê nietoperze. Szybko siê z nimi upora³ i gdy tylko schowa³ swój miecz most by³ ju¿ w ca³o¶ci. Natrafi³ na taki przypadek drugi raz i wiedzia³ dok³adnie co robiæ. Gdy przeszed³ szereg mostów spostrzeg³ z oddali du¿± skrzyniê, w której pewnie by³ skarb. Zacz±³ prêdko biec gdy nagle przed nim pojawi³ siê ogromnej postury stwór. Wpad³ na niego i upad³ na ziemiê.
- Czego tu chcesz ¶miertelniku! Przyszed³e¶ po skarb? Areen dopiero teraz zauwa¿y³ co siê dzieje po upadku. – Zginiesz za t± próbê! Nagle potwór zaatakowa³ ognistym zaklêciem. Areen’owi w ostatniej chwili uda³o siê unikn±æ czaru. Szybka kontra, dwa ciêcia i potwór le¿y. Po chwili jednak wstaje jakby uderzenia nie wywar³y na nim wra¿enia. Co chwilê w stronê ch³opaka lecia³y kule ognia. Kilka razy nawet oberwa³ rani±c sobie rêce. Wtedy wskoczy³ na niego i wbi³ mu mieæ prosto w czo³o. Potwór zachwia³ siê i wpad³ do lawy. Areen’owi w ostatniej chwili uda³o siê odskoczyæ. Dotar³ do miejsca gdzie le¿a³ skarb i zabra³ go z jaskini. Gdy wszed³ do karczmy szukaj±c mê¿czyzny w ciemnym ubraniu niestety nie dopatrzy³ siê go w¶ród ludzi. Otworzy³ skarb a tam znalaz³ jaka¶ ró¿d¿kê oraz trzydzie¶ci tysiêcy sztuk z³ota. Wymieni³ wszystko na banknoty a ró¿d¿kê sprzeda³ na targu. Karawan± wróci³ do Urkaden. Na zakoñczenie dnia kupi³ sobie nowy miecz, wygl±da³ na du¿o lepszy ni¿ jego ojca. – Nastêpnego dnia go wypróbujê. Powiedzia³ do siebie i gdy zasz³o s³oñce wróci³ do swojego pokoju i zasn±³ przy wschodzie ksiê¿yca. Ranek by³ deszczowy mimo tego, ze noc by³a gwie¼dzista. Tutejsi ludzie t³umacz± to morskim klimatem. Gdy wybiera³ siê do karczmy jaka¶ kobieta wydziera³a siê straszliwie w karczmie.
- Co siê dzieje? Spyta³ jednego wojownika w karczmie.
- Jaka¶ kobieta mówi, ¿e jej syn zagin±³ w podziemiach.
- To trzeba jej pomóc... Powiedzia³ chêtny do dzia³ania.
- ¯artujesz? Za¶mia³ siê. – Nikt tam o zdrowych zmys³ach nie chodzi. Je¶li chcesz siê zgubiæ lub ¿eby ciê dopad³a ostroroga bestia to proszê. Mê¿czyzna oddali³ siê spokojnie z karczmy. Areen podszed³ do kobiety i odwa¿nie doda³. – Pomogê Ci odnale¼æ twego syna. Kobieta siê otrz±snê³a i w ge¶cie podziêkowa³a mu. Zaprowadzi³a go wiec do podziemi.
- Stra¿niczko, oto m³odzieniec, który chce odnale¼æ mojego syna. Dopilnuj by to zrobi³.
- Dobrze. Odpar³a kobieta i wpu¶ci³a Areen’a do wnêtrza podziemi. Gdy szed³ znalaz³ kilka cennych przedmiotów na drodze. Widaæ by³o, ¿e wielu ludzi postrada³o tu ¿ycie. Napotka³ tak¿e na kilka mocnych potworów, w tym na Ghoul’a. Po drodze spotka³ kilku poszukiwaczy, którzy odpoczywaj± przy ¼ród³ach z wod± pitn±. Zaczerpn±³ jej trochê, napoi³ siê i ruszy³ dalej. Na zakrêcie spostrzeg³ biegn±cego poszukiwacza, który z krzykiem uderzy³ go w bark i uciek³ w stronê wyj¶cia do miasta. Gdy siê obróci³ spostrzeg³ wielkiego stwora z ogromnymi rogami. W rêku trzyma³ wielki topór i jednym machniêciem rêk± zdmuchn±³ Areen’a na koniec korytarza gdzie zatrzyma³a go twarda ¶ciana. Otrz±sn±³ siê i wyci±gn±³ miecz. Ruszy³ na rogatego potwora, jednak jego uderzenia zdawa³y siê nie robiæ wiêkszego wra¿enia na bestii. Jego jedynym atutem w tej walce by³a szybko¶æ i zwinno¶æ, któr± szybko wykorzysta³. Bior±c lekcjê z walki z królem liczów wskoczy³ potworowi na kark i wbi³ mu miecz w g³owê. – Kolejny miecz... i kolejne pieni±dze do wydania... Potwór str±ci³ ostatkiem si³ Areen’a z siebie, jednak po tym skona³. – Jednak nie straci³em miecza. Wyci±gn±³ ów miecz z g³owy potwora i ruszy³ korytarzem na poszukiwanie zagubionego dziecka. Katem oka przebiegaj±c po lewej stronie zauwa¿y³ dziecko, które skulone schowa³o siê w kacie. Najwyra¼niej przed potworem. M³odzieniec podbieg³ do niego. – Hej? Nic Ci nie jest? Spyta³ podaj±c mu d³oñ. Ch³opiec oniemia³ z wra¿enia, ale przypomnia³ sobie o potworze.
- Schowaj siê, tutaj jest ogromny potwór. Areen u¶miechn±³ siê i podniós³ go.
- Ju¿ go nie ma... Schowa³ miecz do pochwy.
- Zabi³e¶ go?! Dzieciak a¿ oniemia³ z wra¿enia. – Wow! Jeste¶ niesamowity! Areen podrapa³ siê pog³owie i poci±gn±³ ch³opca za sob±.
- Choæ, mama na ciebie czeka. Gdy dotarli do karczmy i przyprowadziwszy dziecko wszyscy byli pod wielkim wra¿eniem odwagi i umiejêtno¶ci m³odego Areen’a. Aramis, bo tak nazywa³o siê zagubione dziecko uradowa³o siê na widok matki i wtulone w ni± nie odstêpowa³o od niej ani na krok.
- Bardzo ci dziêkuje m³odzieñcze. Nie wiem jak Ci to mogê wynagrodziæ.
- Dziêkujê, ale nie trzeba, zrobi³em to bezinteresownie. Matka ch³opca zak³opotana wyci±gnê³a z kieszeni pier¶cieñ.
- Proszê... Poda³a mu go. Zwiêkszy twoj± ochronê przed magi±. Przyda ci siê w wielkim lesie.
- Bardzo dziêkujê. Areen uk³oni³ siê i odszed³. Resztê dnia spêdzi³ u kowala, gdzie ten naprawia³ jego zniszczony po wielu walkach ekwipunek. Mia³ go odebraæ nastêpnego dnia rano. Wróciwszy do pokoju spojrza³ w okno, które jako jedyne dawa³o mu pogl±d na ¶wiat. W stosunku do rana przesta³o padaæ. Kolejna gwie¼dzista noc pokry³a niebo, a ¶wiat³o ksiê¿yca ukradkiem wkrada³o siê przez nie zasuniête zas³ony. Areen u³o¿y³ siê do snu. Nale¿a³o mu siê po ostatnich wra¿eniach.
Czê¶æ szósta: „Ponowne spotkanie. Wielkie Drzewo Urkaden i nowy towarzysz”.
Kolejny ³adny poranek, nie taki jak we wczorajszym dniu. Areen pe³en optymizmu budzi siê i chce udaæ siê dzi¶ w stronê lasów. Wcze¶nie uda³ siê do karczmy i zjad³ tam lekkie ¶niadanie. W³a¶nie po nim wyruszy³ w stronê lasu a dok³adnie w stronê Wielkiego Drzewa Urkaden. Us³ysza³, ¿e drzewo odpowiada na wszystkie pytania, ale tylko wtedy gdy siê przejdzie u niego test. Szed³ z chêci± poznania odpowiedzi na pytanie jak uratowaæ swego brata. Przechodz±c alejk± napotka³ biegn±cego stra¿nika. Niestety odwróciwszy siê nie zd±¿y³ nic niego zapytaæ. W oddali zauwa¿y³ kolejnego stra¿nika, który le¿a³ na pó³przytomny na ziemi. Podbieg³ do niego i próbowa³ go ocuciæ.
- Hej? Co siê sta³o? Nic Ci nie jest? Spyta³ trzymaj±c go za twarz. Ten tylko wybe³kota³ niewyra¼nie.
- Drze... wo... Areen porzuci³ go i pobieg³ w stronê drzewa. Gdy tam dobieg³ spotka³ porywacza i swojego brata.
- Serafin, podaj mi szybko ¦wiêty Owoc...
- Hej! Stój! Próbowa³ ich zatrzymaæ.
- To znowu ty? Porywacz za¶mia³ siê. – S³ysza³em, ¿e pokona³e¶ Raps’a, ale z Serafin’em ta sztuka Ci nie wyjdzie, ha! Drugi potwór, który s³u¿y³ porywaczowi odda³ owoc Thanarg’owi i podszed³ do m³odzieñca. Od razu zaatakowa³ go, Areen jednak pracowa³ nad swoj± szybko¶ci± i bez trudu unikn±³ ciosu stwora. Krótki bieg, kilka ciosów i próba ataku na jego ³eb. Serafin jednak nie da³ sobie wej¶æ na g³owê i powstrzyma³ atak m³odzieñca. Wtedy mocny i trafny cios bestii spowodowa³ powa¿ne obra¿enia Areen’a i ten nie móg³ wiêcej siê poruszyæ z ziemi. Gdy Serafin mia³ ju¿ wykoñczyæ ch³opaka wtedy ogromna kula energii uderzy³a w stwora i odstraszy³a go. Przy Areen’ie znalaz³ siê jaki¶ mê¿czyzna.
- Nic Ci nie jest? Spyta³ podtrzymuj±c mu g³owê.
- Nie, chyba nie... Areen wsta³ o w³asnych si³ach.
- Podejd¼cie tu... Odezwa³o siê drzewo. – Wykazali¶cie siê obaj wiêc chod¼cie do mnie... Areen i mag pos³usznie udali siê do drzewa.
- Areen’ie, porywacz, który uprowadzi³ twego brata zwie siê Thanarg. Jest to potê¿na istota, która ukrad³a mi ¦wiêty Owoc.
- Ale po co mu on, i mój brat? Spyta³ zaaferowany zdarzeniem.
- Chce on zdobyæ wszystkie przedmioty od g³ównych obroñców ¶wiata, do których ja nale¿ê. Twój brat, jest mu potrzebny by obudziæ pradawnego demona. Natius jest jedynym dzieckiem, które raz na tysi±c lat rodzi siê z moc±, która mo¿e o¿ywiæ demona, ale tylko wtedy, gdy ma siê te wszystkie przedmioty.
- Natius... Powiedzia³ cicho do siebie. Wtedy na szyi Areen’a pojawi³ siê medalion.
- Zatrzymaj go. Ochroni Ciê on przed przekleñstwami, które rzuci na ciebie Thanarg.
- Dziêkujê.
- Ruszaj, teraz udadz± siê do Eliar. Przejd¼ prze las na zachód, a przy polanie kieruj siê na pó³noc wzd³u¿ jeziora. Tam bêdzie to miasteczko.
- Dobrze, ruszajmy! Powiedzia³ do maga i razem wyruszyli do miasta.
- Powodzenia w podró¿y! Drzewo wyda³o ostatni g³os i zamilk³o. W drodze obaj m³odzieñcy rozmawiali ze sob±.
- Mo¿e to zabrzmi dziwnie, ale nie znam twojej godno¶ci... Zak³opota³ siê trochê.
- Przepraszam... Chris Montega... ale, mów po prostu Chris. Poda³ mu d³oñ.
- Areen, Areen Tasuke... Równie¿ poda³ mu d³oñ.
- No to siê znamy. Bêdziemy sobie nawzajem pomagaæ. U¶miechn±³ siê. – Pod±¿amy najwyra¼niej t± sam± drog± wiêc zostanê z tob± ile tylko trzeba.
- Dobrze... Spostrzeg³ w oddali miasto. – O! To Eliar, chod¼my! Z³apa³ Chris’a za rêkê i pobiegli do miasta. Eliar jest po³o¿one na zachodzie Wielkiego Lasu. Jest to niewielkie miasteczko, które têtni ¿yciem. Mo¿na kupiæ tam najwiêcej drewna na ¶wiecie. Gdy tam dotarli uzbroili siê w lepszy ekwipunek. W karczmie kupili lepsze mikstury i zamówili nocleg w jednym z pokoi.
- Jeszcze raz dziêki za pomoc... Powiedzia³ Areen z ³ó¿ka.
- Nie ma sprawy, ¶pij, przyda Ci siê energia na jutrzejszy dzieñ.
- Dobrze... Obydwaj zasnêli.
- Piêkna noc, jak na nasze miasto... Zza okna dobieg³ g³os, który ledwo us³ysza³ Areen.
Czê¶æ siódma: „Zielono ³uski smok i niewidzialne duchy. Dwie trudne batalie”.
Rano Chris obudzi³ siê pierwszy. Podniós³ siê z ³ó¿ka i zacz±³ szturchaæ po ramieniu Areen’a.
- Wstawaj! Ju¿ dzieñ a ty ¶pisz...
- Ehhh... co siê dzieje? Osun±³ siê z ³ó¿ka na pod³ogê i podniós³ siê po chwili – Ju¿ wstajê... Zaspany przetar³ oczy i poprawi³ w³osy.
- Musimy i¶æ siê dowiedzieæ, gdzie uciekli z twoim bratem...
- Racja. Ubra³ siê w swoje ciuchy i schowa³ miecz do pochwy. – Chod¼my, sprawdzimy t± jaskiniê, któr± widzieli¶my wczoraj.
- Dobrze. Razem wyszli z pokoju i skierowali siê na pó³noc, do jaskini, która przecina³a wzd³u¿ góry. Gdy tam dotarli przy wej¶ciu sta³ protektor – ma³y duszek, który chroni³ wej¶cie do jaskini.
- Witajcie podró¿nicy. Czego tutaj chcecie? Spyta³ ich ma³y duszek.
- Chcemy przej¶æ przez jaskiniê, podobno mój brat têdy szed³.
- A tak, szli têdy, niestety nie mogê was pu¶ciæ.
- A to z jakiego powodu? Musze odnale¼æ brata?
- Mo¿e i chcesz, ale nie jestem pewna czy by¶ przetrwa³ w tej jaskini. S± bowiem tam duchy, które odstraszaj± i zabijaj± wielu podró¿ników.
- Wiêc co musimy zrobiæ?
- Musicie siê udaæ na Polanê Zielonego Smoka. Tam zostaniecie poddani próbie – ka¿dy z osobna.
- Dobrze, wiêc tam wyruszymy, co ty na to Chris?
- Jestem gotowy, wiêc chod¼my.
- Wyruszcie za wskazaniem migaj±cych punktów. Najwiêkszy bêdzie wskazywaæ wej¶cie do polany.
- Dobrze, idziemy! Wyruszyli pewnym krokiem na spotkanie ze smokiem. Areen wspomnia³ kilka lekcji z Soldiusem na ich temat. „Jest kilka rodzajów smoków, a charakteryzuje ich kolor i ¿ywio³ nad którym panuj±, np. Czarne i br±zowe smoki panuj± nad ¿ywio³em ziemi, a Niebieskie z kolei nad ¿ywio³em wody. Najbli¿ej nas znajduje siê Polana Zielonego Smoka, który dysponuje ¿ywio³em wiatru. Kiedy¶ siê tam wybierzemy, i przetestujemy twoj± walkê z magiem.”
- Mam radê, panujesz mo¿e nad elementem ziemi?
- Tak. To jest moje najsilniejsze zaklêcie.
- To dobrze. Zielone smoki atakuj± wiatrem wiêc ziemia powinna to zaklêcie zneutralizowaæ prawda?
- Tak, racja. Dobrze, ze o tym wspomnia³e¶. U¶miechn±³ siê i wtedy dotarli do polany. Piêkne kwiaty ros³y na czystych polach trawiastych a drzewa rzuca³y cieñ ch³odz±c gor±cy klimat tego miejsca. Obydwaj podeszli do wielkiego smoka.
- Witam was moi drodzy. Co was do mnie sprowadza? Odpar³ ludzkim g³osem smok nie otwieraj±c oczu.
- Przyszli¶my na test. Rzuci³ stanowczo Chris.
- A wiêc protektor was przys³a³. Dobrze, wiêc, niech siê stanie jak pragniecie. Polana zmieni³a siê w nieskoñczenie wielkie bia³e pustkowie. Nie by³o widaæ jego pocz±tku ani koñca. Widaæ by³o, ze smok dysponuje ogromn± si³±.
- Wiêc, który chce spróbowaæ pierwszy? Spyta³ machaj±c lekko ogonem.
- Mogê ja spróbowaæ. Odpar³ Areen wyci±gaj±c miecz z pochwy.
- Zaczynaj. Smok pozwoli³ zacz±æ m³odzieñcowi. Ten zacz±³ biec w jego stronê. Szybki pêd spowodowa³ ¿e, stawa³ siê coraz mniej widoczny w bia³ej smudze unosz±cego siê py³u. Smok jedna sta³ spokojnie i chwilê potem gdy Areen chcia³ z biegu wyskoczyæ na smoka w tym momencie z jego d³oni wylecia³a kula wietrznej energii wysy³aj±c Areen’a daleko przed siebie.
- Mo¿e teraz ty? Chris lekko siê pod denerwowa³ ale staraj±c siê zachowaæ spokój zaatakowa³ go ¿ywio³em ziemi. Smok bez problemu opanowa³ jego zaklêcie i obróci³ je przeciwko niemu. Chris tak¿e wyl±dowa³ daleko przed smokiem.
- To tyle z waszej strony? Je¶li tak dalej pójdzie, to nie zdacie testu i nie przejdziecie przez jaskiniê.
- Chris, musimy wspó³pracowaæ, inaczej przegramy... musimy odnale¼æ mojego brata.
- Dobrze, ale musimy mieæ plan, i chyba mam taki. Uciszy³ g³os, mówi³ szeptem. – Musimy zaatakowaæ go z dwóch stron, ja zaatakuje go magi± i odwrócê jego uwagê, a ty zaatakujesz go od ty³u mieczem, zrozumia³e¶?
- Tak! Krzykn±³ zdecydowanie. – Ruszajmy... Obydwaj biegli szybko na smoka, chc±c go zmyliæ. Chris wznieci³ smugê py³u co spowodowa³o, ze obaj stali siê ca³kowicie niewidoczni. Ziemska energia lecia³a wprost w stronê smoka a Areen bieg³ za nim i wyskakuj±c chcia³ go uderzyæ w g³owê. Smok zaj±³ siê kulami energii, odrzucaj±c je od siebie, ale nie zauwa¿y³ m³odzieñca za sob±. Areen z du¿± si³± uderzy³ smoka i ten trac±c dezorientacjê trafiony zosta³ jeszcze jedn± kul± energii wys³an± przez Chris’a. Bia³e pustkowie znik³o i pojawili siê ponownie przed smokiem, który zdawa³ siê wygl±daæ jakby nic mu siê nie sta³o.
- No có¿, to mia³a byæ próba testuj±ca wasze indywidualne zdolno¶ci, ale widz±c jak razem wspó³pracujecie uznam ten test za zdany i bêdziecie mogli przej¶æ przez jaskiniê.
- ¦wietnie! Areen siê ucieszy³ i a¿ podskoczy³ z rado¶ci.
- Teraz ruszajcie szybko, je¶li chcecie osi±gn±æ swój cel.
- Dobrze. Pobiegli powrotnie w stronê Eliar. Zatrzymali siê na chwilê w mie¶cie by zregenerowaæ si³y, a pó¼niej wybrali siê do jaskini. Przy wej¶ciu ju¿ nie sta³ protektor, wiêc mogli spokojnie wej¶æ do niej ¶rodka. Id±c przez gor±c± otch³añ natknêli siê na pewien pos±g.
- O jaki ³adny pos±g... Wtedy zza niego pojawi³y siê duchy.
- Ups... Nie tak mia³o to wygl±daæ... Duchy zaatakowa³y jednak nie tak jak siê spodziewali. Jeden z nich przeszed³ przez cia³o Areen’a i ten pad³ przera¿ony na ziemiê, jakby sparali¿owany. Chris, który zna³ magiê, móg³ siê z nimi szybko rozprawiæ. Cztery duchy, które ich zaatakowa³y szybko zosta³y zmiecione przez maga, jednak ponownie zza pos±gu pojawi³ siê ogromny duch. Mag zaatakowa³ swoim najmocniejszym zaklêciem, jednak duch sta³ niewzruszony. Po tym ataku stwierdzi³, ze sam nie da mu rady. Stara³ siê ocuciæ ze strachu Areen’a i w koñcu mu siê to uda³o.
- Oh, co siê sta³o?
- Duch Ciê przerazi³. Musisz mi pomóc go pokonaæ.
- Dobrze, ale jak? Spyta³ trzymaj±c w rêku miecz.
- Wiem jak. Chris zauwa¿y³ jego miecz i wpad³ na pomys³. – Mo¿emy u¿yæ twojego miecza. Nape³ni go wietrzn± energi± i wtedy bêdziesz móg³ zaatakowaæ ducha.
- Dobrze, miejmy nadziejê, ze siê uda. Chris nape³ni³ miecz jego w³asn± energi±. Teraz miecz móg³ trafiæ w ducha i zadaæ mu jakie¶ obra¿enia. Areen szybko siê rozpêdzi³, rzuci³ siê na ducha i z ca³± moc± zaatakowa³ go mieczem. Ten przebi³ go na wylot i duch w g³o¶nym i niezno¶nym krzyku rozp³yn±³ siê. Szybko przebiegli przez jaskiniê. U jej wyj¶cia spostrzegli now± krainê, pe³no rzek a w oddali góry i lodowiec. Na wprost znajdowa³o siê miasto – Devos. Miasto s³yn±ce z najwy¿szej wie¿y na ¶wiecie i to w niej mie¶ci siê ca³y kompleks mieszkalny oraz sklepy i karczmy. Dotarli tam akurat w po³udnie. W karczmie zjedli godziwy posi³ek i udali siê na sam± górê wie¿y by poogl±daæ widoki okolic. Pó¼niej odwiedzili kilka sklepów i kupili potrzebne uzbrojenie. Pod koniec dnia zwiedziwszy okolicê wykupili nocleg i zamieszkali w jednym z pokoi. Zachód s³oñca rozci±gn±³ siê nad górami. Czerwone s³oñce schowa³o siê za najwy¿szym szczytem górskiego pasma i nasta³a piêkna, gwie¼dzista noc.
Czê¶æ ósma: „Bitwa na mo¶cie. Podziemne prze³±czniki”.
Tym razem obaj spali d³ugo. Byli wyra¼nie zmêczeni ostatnimi starciami. Nie chc±c mieæ wiêcej wra¿eñ przez nastêpne dni, zamieszkali w Devos na d³u¿szy czas. Minê³y ju¿ dwa miesi±ce odk±d Areen wyruszy³ by uratowaæ swego brata Natiusa. Mimo, ¿e kilka razy min±³ siê z celem nadal ma nadzieje, ¿e mu siê to uda. Przed po³udniem wybrali siê nad polanê ko³o rzeki by potrenowaæ. Z ka¿dym dniem stawali siê coraz silniejsi bo przeciwnicy i potwory stawa³y siê coraz silniejsze.
- Hej, Areen? Zapyta³ rzucaj±c w niego kulami energii.
- Tak Chris? Odbi³ strza³ mieczem.
- Zastanawiam siê gdzie Thanarg siê mo¿e kierowaæ. S³ysza³em, ¿e na drugi kontynent, gdzie znajduj± siê kolejne artefakty potrzebne mu do obudzenia demona...
- Je¶li tam siê skieruje to tak czy tak musimy pod±¿yæ za nim. Nie mo¿emy pozwoliæ by do tego dosz³o, a ja musze odzyskaæ brata.
- Miejmy tylko nadziejê, ¿e uda nam siê to... Dokoñczyli trening. Wrócili do miasta i spoczêli w karczmie. Zaczê³o siê gor±ce po³udnie. ¦rodek lata dawa³ siê we znaki wielu podró¿nikom. Pewien mê¿czyzna wszed³ do karczmy i rozg³osi³ now± wiadomo¶æ dla mieszkañców.
- Na mo¶cie jest jaki¶ potwór! I... i... jaki¶ facet, grozi, ¿e zniszczy most, je¶li go nie przepu¶cimy... Areen poderwa³ siê z miejsca.
- To Thanarg, choæ! Chris poderwa³ siê i pobieg³ za nim na most. Dotarli szybko na miejsce zdarzenia. Thanarg ju¿ przeszed³ na drug± stronê mostu. Natius, próbowa³ siê wyrywaæ stra¿nikowi ale bezskutecznie.
- Thanarg, stój!
- Mhm? Mê¿czyzna odwróci³ siê i spostrzeg³ dwóch m³odzieñców.
- Znalaz³e¶ sobie kolegê? Nic Ci to nie da. Raps! Zajmij siê nimi. Zrób u¿ytek z tych gemów, które Ci da³em. Przez Areen’em po raz drugi pojawi³ siê ten stwór, ale wygl±da³ tym razem na du¿o silniejszego.
- Tym razem siê z tob± rozprawie ma³y bachorze. Z ³apy bestii wylecia³a kula wiatru o du¿ej mocy uderzaj±c Areen’a nie daj±c mu szans na kontrê. Powoli podnosz±c siê wyci±gn±³ miecz z pochwy i zbiera³ si³y do ataku. Tymczasem Chris zaatakowa³ Rapsa z ca³± moc±. Zabra³o mu to ca³± jego manê, ale potwór otrzyma³ powa¿ne obra¿enia.
- Areen dobij go! Wojownik pos³usznie wybieg³ z mieczem i zaatakowa³ Rapsa.
- Pokonany! Poddaj siê...
- Nic z tego, ha! Raps ostatkiem si³ zniszczy³ most i uciek³ ¶miej±c siê z pola walki.
- O, co za drañ... Obydwaj ze spuszczonymi g³owami wrócili do miasta. W karczmie spotkali pewnego kowala o imieniu Kalvador. S³ysza³ o zniszczeniu mostu i poprosi³ ich o przyniesienie drewna z podziemi. Otrzymali od niego klucz i wybrali siê do nich. By³o tam o wiele ch³odniej ni¿ na powietrzu wiêc nie przeszkadza³a im temperatura. Za to g±szcze krêtych korytarze i masa prze³±czników powoduj±cych trudno¶æ przej¶cia labiryntu powodowa³y, ¿e trudno by³o znale¼æ drewno, o które prosi³ Kalvador. Nie natknêli siê na drewno, ale na wej¶cie do jakiej¶ komnaty. W oddali sali obaj zauwa¿yli niebieskiego smoka, który le¿a³ na kamiennej pod³odze. Gdy podeszli bli¿ej smok odezwa³ siê ludzkim g³osem.
- Czego ode mnie chcecie, przerywacie mi drzemkê. Smok siê podniós³
- Bardzo przepraszamy, ale trafili¶my tu przypadkiem. T³umaczy³ siê Areen. „Niebieskie smoki specjalizuj± siê tylko w wodzie. Na resztê ¿ywio³ów s± ma³o odporne wiêc ³atwo je zraniæ”.
- S³ysza³em, ze most zosta³ zniszczony, a drewna nie ma, bo szczerze zabra³em je temu w¶cibskiemu facetowi z karczmy... Smok siê u¶miechn±³ i zaproponowa³ pewn± my¶l. – Mogê wam pomóc, je¶li przejdziecie u mnie test, dam wam mo¿liwo¶æ przeprawy przez rzeki. Bêdziecie mogli chodziæ po nich, ale nie po oceanie.
- Naprawdê?! To ¶wietnie. Ucieszy³ siê Areen – To zdecydowanie skróci czas naszych podró¿y. Zadowolony chwyci³ w rêce miecz, a Chris wiedz±c wszystko nada³ mieczowi w³a¶ciwo¶ci ognia. Smok lekko zdezorientowany przez niedokoñczon± drzemkê ³atwo da³ siê pokonaæ obu m³odzieñcom.
- No dobrze, id¼cie, ale wiêcej nie zawracajcie mi ju¿ g³owy.
- Dobrze, nie bêdziemy przeszkadzaæ. W drodze obaj ¶miali siê z ca³ej sytuacji i ³atwo¶ci zdania testu. Bez s³owa informacji dla Kalvadora stawili siê na mo¶cie.
- Spróbujesz pierwszy Areen? Spyta³ Chris niepewnie stoj±c przed rzek±.
- A czego nie ty? Spyta³ lekko wystraszony.
- Ja? To ty chcesz odnale¼æ brata.
- Ej, to nie sprawiedliwe... Pokaza³ mu jêzyk. – No dobrze... Stan±³ ostro¿nie na wodzie. Najpierw wysun±³ jedn± nogê, a potem drug±. Widz±c jak stoi na wodzie zawo³a³ Chirs’a i razem przeszli biegiem przez rzekê. Kieruj±c siê za drogowskazem skierowali swoje kroki na pó³noc docieraj±c do lodowca i ma³ego miasteczka zwanego Nordia, gdzie nigdy ¶nieg nie topnieje...
Czê¶æ dziewi±ta: „Lodowiec”.
Doratli do miasta, ale nie czekaj±c w karczmie uzyskali informacje na temat pobytu Thanarg’a i Natius’a. Znajdowali siê wówczas w drodze do lodowca na zachód od Nordii. By jednak tam wej¶æ trzeba przetrwaæ test u Wielkiego ¯ywio³aka Lodu. Obydwaj w tym celu wybrali siê do podziemii Nordii i spotkali siê z nim.
- Witajcie m³odzieñcy. Czy chcecie siê przeprawiæ przez lodowiec?
- Tak, musimy tam wyruszyæ. Mój braciszek tam siê znajduje i musze go szybko odbiæ...
- No có¿. Twój szlachetny cel jest godny uwagi, dlatego nie musicie u mnie przechodziæ testu. Zatrzymajcie jednak to. W ich d³oniach pojawi³y siê pier¶cienie. – S± to pier¶cienie wydobyte z g³êbi lodowca. Ochroni± was przed magi± stworzeñ zamieszkuj±cych to miejsce.
- Dziêkujemy. Natychmiast przeszli przez lodowiec i przez przypadek natknêli siê na dugie wyj¶cie.
- He? Przecie¿ to nowe miasto... Obydwaj byli ¼dziwieni, ze za górami le¿y kolejne miasto. By³o to Azarad. Oddzielone górami i zawsze pokryte ¶niegiem miasto, gdzie podobno jest jeszcze zimniej ni¿ w Nordii. Na wschodzie rozci±ga siê wielki, który pó¼niej przemienia siê w d¼unglê. Zatrzymawszy siê tam wykupili nocleg i kupili potrzebne im uzbrojenie do trudniejszych bitew.
Czê¶æ jedenasta: „Kontratak. Nieoczekiwana pomoc...”.
Z samego rana wyruszyli. Gonili Thanarg’a ile si³ mieli w nogach. W koñcu wchodz±c do lodowca spostrzegli go przy Polarniku.
- Czego ode mnie chcecie! Krzycza³ przera¿ony Polarnik.
- Wiesz dobrze czego chcemy. Dawaj mapê do lodowca! Thanarg³ z³apa³ za pazuchê Polarnika i ju¿ mia³ go uderzyæ z pie¶ci w twarz gdy swoj± rêk± Areen zablokowa³ uderzenie.
- Zostaw go... Areen odci±gn±³ od Thanarg’a Polarnika. Porywaæ chytro siê u¶miechn±³.
- To znowu ty... Serafin... zajmij siê nim, bo mam go dosyæ... Na miejsce mê¿czyzny wskoczy³ Serafin. By³ du¿o wiêkszy ni¿ przedtem. Porywacz wraz z Natiusem oddalili siê kieruj±c siê za Raps’em po lodowcu. Serafin zada³ cios, by³ du¿o potê¿niejszy i zmiót³ obydwu ch³opców od niego. Chris zaatakowa³ gemami, i nada³ mieczu Areen’a w³a¶ciwo¶ci ognia. Wybieg³ od ty³u rzuci³ siê na niego i wbi³ mu miecz w plecy. Serafin jednak wyci±gn±³ go i z³ama³ w pó³. A gemy nie mia³y dostatecznej si³y by go zraniæ. Bestia zaczyna³a na nich nacieraæ.
- I co teraz? Spyta³ Areen.
- Zero pomys³ów... Zdenerwowa³ siê Chris.
- Chyba mo¿emy co¶ zrobiæ... Wtedy ogromna kula energii uderzy³a w Serafina. Potwór natychmiast siê rozp³yn±³. Okaza³o siê, ze to by³a iluzja nape³niona energi± bestii. Z oddali przysz³a ma³a dziewczynka. Areen gdy siê odwróci³ od razu j± rozpozna³. To by³a jego siostra.
- Domenikha! Podbieg³ do niej. – Sk±d tu siê wziê³a¶?! Krzykn±³ z rado¶ci.
- Soldius mnie do was pos³a³, musia³am wam pomóc...
- Wielkie dziêki... Przytuli³ j± i podniós³. Musimy ich goniæ, choæ... Zaczêli biec, gdy nagle zatrzyma³ ich Polarnik.
- Czekajcie! Podbieg³ do nich.
- Co¶ siê sta³o? Odpar³ Chris.
- Proszê, to mapa lodowca, z ni± siê nie zgubicie. Polarnik poda³ im mapê.
- O! Bardzo siê przyda! Dziêkujemy, nie wiem jak siê odwdziêczymy.
- To drobnostka, a teraz ruszajcie za nim... Powodzenia. Polarnik skry³ siê w swojej chatce, a Areen, Chris i Domenikha wyruszyli za Thanarg’iem. Przeszli przez lodowiec za wskazaniami mapy i dotarli za lodowiec. W oddali zobaczyli ma³e miasteczko Scythe. W oddali za górami znajdowa³o siê jeszcze jedno – Kurthus, a za piaskami Oasis. Na pocz±tek udali siê do Scythe – ma³ej mie¶ciny, w której znajdowa³a siê ma³a karczemka, jeden sklep oraz kilkana¶cie ma³ych domków. Wykupili nocleg i postanowili zamieszkaæ w mie¶cie na d³u¿szy czas. Od jednego z tubylców dowiedzieli siê, ¿e Thanarg zagin±³ w g±szczu lodowca i szukaj± drogi wyj¶cia. To da³o im czas na szkolenie siê i zwiedzanie po okolicach, w tym tak¿e zwiedzenie miasta Kurthus.
Czê¶æ dwunasta: „¦mieræ”.
Trzy miesi±ce spêdzili w Scythe, jednak gdy dowiedzieli siê, ¿e Thanarg przedosta³ siê do Oasis od razu ruszyli w pogoñ za nim. W karczmie Scythe znale¼li niejakiego Orphan’a, który mia³ ich zawie¶æ „pustynnym ¶limakiem” po pustyni. Umówieni na spotkanie przy starej kolejce oczekiwali w³a¶nie tam na niego. Gdy siê pojawi³ wyjecha³ zza bloków skalnych pojazdem i gdy wszyscy do niego wsiedli odjechali w stronê miasta. Podczas podró¿y co¶ zatrzyma³o powóz i zaczê³o nim trz±¶æ.
- Co siê dzieje? Spyta³a wystraszona Domenikha.
- Pójdê sprawdziæ... Mimo tego, ze Areen chcia³ sam wysi±¶æ wszyscy za nim wysiedli. Zobaczyli wtedy wielkie monstrum – najwiêkszego Marlboro jakiego widzia³ Orphan w ¿yciu. Zaczê³a siê walka. Areen zacz±³ od zadania kilku szybkich ciosów by zmyliæ bestiê. Nastêpnie Chris zaatakowa³ go og³uszaj±cymi zaklêciami, a w ³atwy sposób zabi³a go Domenikha swoim najsilniejszym czarem. Mê¿czyzna kieruj±cy pojazdem by³ zadziwiony umiejêtno¶ciami tej trójki. Niestety po chwili siostra Areen’a zas³ab³a. Zd±¿yli j± zabraæ z powrotem do powodu i razem dotarli do Oasis. Tam zanie¶li ja do pobliskiego lekarza. Le¿a³a ponad miesi±c, i mimo tego, ze Thanarg nadal ucieka³ to oni zostali z dziewczynk± by siê ni± opiekowaæ. Niestety po miesi±cu zginê³a. Pochowano j± w Oasis, a Areen nie chcia³ ju¿ wracaæ do domu, je¶li powie matce, ze jej jedyna córka zginê³a.
Offline